czwartek, 12 lipca 2012

Czy aby na pewno jestem w Sudanie....?


W piatkowe przedpoludnie wybieram sie do miasta. tzn. cave language ( ang. jazyk jaskiniowcow) mam opanowany do perfekcji. arabskiego poza kilkoma podstawowymi wyrazeniami nie znam, wiec pozostaje mi tylko zreczna gra rak i mimiki twarzy.
Wybieram "komunikacje publiczna". Stoje na ulicy, macham reka i przede mna zatrzymuje sie  wrak autobusu. skad oni go wzieli....? ze zlomowiska....? rozgrzane do czerwonosci (na zewnatrz jest tylko 40 st w cieniu), metalowe pudlo, poobijane z kazdej strony ( kto tutaj przestrzega ruchu drogowego....?) nie przypomina nawet naszych autobusow sprzed 20 lat.
jestem nowoczesnym turysta, korzystajacym z najnowszych osiagniec techniki. mam gps w komorce, wiec z latwoscia sprawdzam trase autobusu. nie pytam sie nikogo o droge, a kiedy niebieski punkt zbliza sie do stacji dolecowej, pstrykam palcami. bileter pokazuje kierowcy, zeby sie zatrzymal. w autobusie nie ma korytarza, bo okupuja go ekstra rozkladane krzeselka. po kolei trzy rzady przede mna wstaja i kazdy po kolei sklada krzeselko. uf... mozna przejsc i wydostac sie z jednego ukropu do drugiego.

zar leje sie z nieba. wszedzie pelno piasku, kurzu i plastikowych butelek. jako wyspa wsrod morza betonu i asfaltu, wylawia sie ozone cafe. wchodze do ogrodka i cos mi nie gra. dzieci zebrajacych- brak, smieci- brak, czarnych twarzy!- brak. nie zeby lokal byl pusty. wszystkie stoliki zajete. po zielonej trawce biegaja biale dzieciaki. przy stoliku obok para wlochow. dalej siedzi trojka brytyjczykow, a rozkladajac sie na wygodnej kanapie, amerykanin przeglada na apple'u swoja poczte. tylko jeden stolik okupuja Sudanczycy. Kiedy kelner do stolika przynosi aromatyczna kawe z mlekiem i pyszna bulke drozdzowa nadziewana ananasem i truskawkami, zapominam, ze to wreczcie sudan, a nie jedno z europejskich miast.

Piatek to dzien wolny od pracy. wszyscy udaja sie do meczetu modlic. mezczyzni ubieraja dzelabija- meska,biala sukienke. glowe okrywa im tadzia- mala czapeczka. po wyjsciu z meczetu dobry muzulmanim da jalomuzne biednym.

My tez odswietnie spedzany ten dzien.... na basenie.
Perelka w sudanskiej stolicy, gdzie kobiety nie musza chodzic w dlugich spodniach. Maja wydzielone miejsce na zazywanie kapieli slonecznych i wodnych z dala od meskiego oka, ale w wyniku pewnych niedogodnosci, np. braku wody w basenie, zmuszone sa korzystac (bardzo nad tym ubolewalam) z basenu koedukacyjnego.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz