Opuszczam BH – dla niewtajemniczonych
Belo Horizonte. Stany maja swoje LA,
polacy Wawe i Wro, a brazylijczycy BH. Era skrotow kwitnie. oprocz milych ludzi,
targu i feijoady, miasto nie ma zbyt wiele do zaoferowania.
Musze przetransportowac sie do Salwadoru. Najtaniej
i najszybciej jest poleciec tam samolotem.
-Ale jak to?
- ma pani
zarezerwowany lot jutro z salwadoru do recife.
- ale ja nie kupowalam
tamtego lotu. Tutaj mam potwierdzenie zakupu biletu (grzebie przez chwile w
plecaku i podaje jej fakture zakupu).
Idziemy do biura
wyjasnic cala sprawe. Na pewno nie chce
pani leciec jutro z salwadoru do recife. Na pewno. A jak ja sie dostane do
salwadoru, jak jestem oddalona od niego jakies 1,5 tysiaca kilometrow . z
przebookowaniem biletu nie ma problemu, ale trzeba doplacic 150 reali (300 zl).
Wyjasniam, ze po pierwsze
nie mam tyle pieniedzy przy sobie, po drugie to nie moja wina, ze w biurze
podrozy maja niekompetentnych pracownikow, ktorzy nie potrafia dokonac
rezerwacji biletow.
Dobrze, ze znam
hiszpanski, tutaj malo osob mowi po angielsku. Prosze pania z biura obslugi
klienta o pomoc w rozwiazaniu problemu. W moim imieniu dzwoni do biura podrozy.
Rozpoczyna sie czekanie. Mija 20 minut. Pani caly czas na telefonie. do odlotu
zostaje niecala godzina.
ze zgroza patrze na
zegarek- 40 minut do odlotu... 30 minut... a já musze jeszcze nadac bagaz! To juz nie stresik, ale STRES. Nie moge przegapic lotu! 20 minut do
odlotu. Po godzinnej rozmowie pani usmiecha sie i unosi kciuk do gory. Udalo sie. Idziemy razem odprawic
bagaz. Moj plecak przejmuje pracownik lotniska. 15 minut do odlotu… jeszcze raz
dziekuje za pomoc, sciskamy sie, calujemy, zyczymy szczescia nawzajem. Jej kolezanka
zaprowadzi mnie do samolotu. Biegniemy… 10 minut… w drodze sciagam wszystko, co
moze uruchomic wykrywacz metalu przy przechodzeniu przez bramki.
Uf… zdarzylam. Pierwszy glebszy oddech lapie
dopiero w samolocie. No to lecimy do Salwadoru….
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz